Wejście na Pic de Coma Pedrosa

Wejście na Pic de Coma Pedrosa

Pic de Coma Pedrosa (lub Alt de Comapedrosa) 2942 m n.p.m. to leżący w Pirenejach Wschodnich najwyższy szczyt Andory.

Do Księstwa Andory dotarliśmy z południowego wybrzeża Francji, przez Hiszpanię, po niespełna dwóch dniach byczenia się nad ciepłym morzem. Byliśmy pełni sił, a pogoda dopisywała. Chwilę przed 16 zaparkowaliśmy w miejscowości Arinsal, na bezpłatnym parkingu, tuż przy wejściu na szlak. Szybka zmiana odzieży i obuwia, i już byliśmy przy granicy parku narodowego: Parc Natural Comunal de les Valls del Comapedrosa 🙂

Turystów jak na lekarstwo, a ci, których spotkaliśmy, schodzili z gór.

Szlak był łagodny i malowniczy. Szliśmy doliną potoku Comapedrosa. Góry wydawały się opustoszałe…

Przed osiemnastą byliśmy w okolicach schroniska Refugi de Coma Pedrosa, gdzie dostrzegliśmy miejsce naszego noclegu 🙂

Kamienny szałas pasterski, funkcjonujący jako schron turystyczny: Cabana de la Comapedrosa ♥

Zakochaliśmy się od pierwszego spojrzenia 🙂 Środek dość surowy: kamienna prycza i kominek.

Postanowiliśmy złapać trochę ostatnich promieni słonecznych 🙂 A kamienny mur cudownie grzał wilgotne od potu plecy 🙂

Jeszcze szybka kolacja i można było nadmuchać maty samopompujące i wsunąć się w śpiwory 🙂

Noc była ciepła i gwieździsta, spało się wyśmienicie…

Następnego dnia wstaliśmy przed 7 i żwawo ruszyliśmy w kierunku szczytu.

Przy jeziorku Estany Negre 2134 m n.p.m. spotkaliśmy pierwszych turystów.

Być może nocowali w jednym z takich kamiennych kręgów 😉

Chwilę przed 10 szczyt był już w zasięgu wzroku.

Na wierzchołku zameldowaliśmy się parę minut później.

Nasi tu byli 😛

Niedługo po nas, na szczyt weszła para Hiszpanów. Dawno nie widzieliśmy, żeby ktoś tak cieszył się, ze zdobycia góry 😀 Korzystając z okazji, poprosiliśmy o zrobienie pamiątkowego zdjęcia 😉

Ruszyliśmy w drogę powrotną alternatywnym szlakiem, w kierunku schroniska Refugi del Pla de l’Estany. Zejście było strome i piarżyste. Dobrze, że tędy nie podchodziliśmy 😛

Schronisko okazało się zamknięte (poza wydzielonym pomieszczeniem na bezobsługowy schron – a jakże, z kominkiem i łóżkami piętrowymi), więc nie udało nam się napić piwka 😛 Musieliśmy się zadowolić wodą z kranu 😀

Ostatnią atrakcją były pasące się konie z wielkimi dzwonami u szyi 😀

Na parking dotarliśmy kwadrans po 14. W dwa dni zrobiliśmy trochę ponad 13 kilometrów.

Dodaj komentarz